Rano obudził mnie szczęśliwy głosik – „mamo, mamo zobacz ile śniegu”. I faktycznie, całe podwórko przykrywała śnieżna pierzynka. Nigdy tak szybko Dominika nie uporała się z codziennymi obowiązkami – inhalacja, drenaż, śniadanie – wydawać się mogło, że trwały chwilę, bez żadnego ponaglania, upominania – normalnie cud. O 10.15 byliśmy już gotowi na saneczkową wyprawę do lasu.
Oczywiście najlepiej na świecie sanki ciągnie tata 🙂
Ale najwspanialsze anioły robi mama 🙂
jazda z górki to jest to, co dzieci lubią najbardziej
co to za zabawa, bez śnieżnego kompana 🙂
Dodaj komentarz